Jest w nas czasem potrzeba, żeby spędzić dzień w
kuchni, prawda? Np. przy produkcji sera! Czemu nie?
Potrzebne jest kilka składników:
- mleko świeże krowie, (jeśli ze sklepu to nisko
pasteryzowane) - u mnie 5 litrów,
- podpuszczka - 0,5 g,
- sól (około 1/4 łyżeczki),
- łyżka jogurtu naturalnego,
- i czas (sporo, zwłaszcza jeśli chcemy ser nie
tylko zrobić, ale i zjeść!).
Sprzęt? Duży garnek, chusta serowarska (lub nowa pielucha
tetrowa albo gaza), termometr kuchenny i koszyczek do wyłożenia sera.
Do dzieła!
Mleko podgrzewamy do temperatury 38-40 stopni C. Dodajemy
podpuszczkę rozpuszczoną w 50 ml wody o temp. pokojowej. Podpuszczkę kupiłam w
lokalnym sklepie ze zdrową żywnością, ale widziałam też w...markecie
budowlanym! Można oczywiście kupić w sklepie internetowym.
Dodajemy
jogurt i mieszamy około 1 minuty.
Przykrywamy garnek i czekamy około pół godziny. W
tym czasie z mleka zrobi się skrzep, taka galaretowata konsystencja.
Dużym nożem
kroimy skrzep najpierw poziomo, potem pionowo, tak by powstały kosteczki o
wymiarach 1x1 cm.
Podgrzewamy do temperatury ok. 40 stopni i odstawiamy na
około 40 minut. Od skrzepu oddzieli się serwatka, z której możemy również
zrobić serek.
Sitko wykładamy chustą i wlewamy do
niego zawartość garnka. Czekamy aż przestanie kapać serwatka.
Przekładamy do koszyczka również wyłożonego płótnem.
Teraz potrzebna jest cierpliwość. Przez 24 godziny
kilkukrotnie odwracamy serek w koszyczku, tak by się ładnie uformował i
"oddał" resztę płynu.
Po upływie 24 godzin z soli i wody przygotowujemy
solankę. Wkładamy do niej ser i odwracamy co godzinę - tak przez
kilka godzin. Po tym czasie wyjmujemy ser z koszyczka i układamy na kratce, tak
by się osuszył.
Po kolejnych
kilku godzinach ser nadaje się do spożycia, chociaż... im dłużej poleży tym
jest lepszy.
Idealny jest po
upływie kilku tygodni, ale w mojej karierze udało mi się wytrzymać i
nie zjeść serka tylko jeden raz!