poniedziałek, 15 lutego 2010

Włoskie wesele

Po (świetnej zresztą) serii książek o Indiach, Afryce, Japonii, o islamie, życiu w Australii i Chinach, zatęskniło mi się do literatury europejskiej i z przyjemnością wystartowałam dziś z powieścią Nicky Pellegrino "Włoskie wesele".
Pierwsza strona książki i już miła niespodzianka:
[tu będzie cytat, żeby nie było, że to moje, ok?]

„To bardzo łatwe. Po co komuś w ogóle potrzebny przepis? Córki pomagały mi w przygotowaniu tej potrawy, kiedy jeszcze były małymi dziewczynkami. Przyrządzacie po prostu sos neapolitański. Co to znaczy, że nie wiecie jak? Cose da pazzi! No dobrze, objaśnię wam. Oto, czego potrzeba:

2 bakłażany

1 cebula

1 słoik tomato passata

2 jajka

zwykła mąka

sól

pieprz

bazylia

dużo startego parmezanu

trochę startej mozzarelli

oliwa z oliwek

olej roślinny

Oto mój sposób przyrządzania tego dania. Najlepszy, oczywiście. Najpierw pokrójcie bakłażana w plasterki, nie za grube i nie za cienkie. posólcie i zostawcie na godzinę na cedzaku, żeby obciekły. Spłuczcie sól zimną wodą i osuszcie warzywa czystą ściereczką.

Teraz przygotujcie sos neapolitański. Posiekajcie drobno cebulę, podsmażcie na oliwie z oliwek i wlejcie tomato passata. Dodajcie bazylię, szczyptę soli i pieprzu i gotujcie na wolnym ogniu przez 20 minut. Teraz wasza kuchnia cudownie pachnie,co?

Roztrzepcie dwa jajka ze szczyptą soli i pieprzu. Każdy plasterek bakłażana zanurzcie w mące, a potem w roztrzepanym jajku. i smażcie na oleju aż zrobią się złocistobrązowe.

O, i nie żałujcie oleju. Mannagia chi te muort, ludzie zawsze przejmują się olejem. Lejcie z butelki porządnie, nie po kropelce.

Ułóżcie smażonego bakłażana w płytkim żaroodpornym naczyniu - nie więcej niż trzy warstwy - polewając każdą sosem neapolitańskim i posypując obficie utartym parmezanem. Obrzućcie z wierzchu całość mozzarellą i pieczcie przez 20 minut w temperaturze około 150◦C.

(Tak, tak, wiem, że dwa bakłażany to za dużo, ale kto się oprze pokusie skosztowania paru kawałków prosto z patelni?)

Uwaga Addoloraty: Papo, aż trudno w to uwierzyć.Nic dziwnego, że masz wysoki poziom cholesterolu.”

No właśnie - co tam cholesterol. Nie myślmy dziś o nim. Tym bardziej, że jak widzę, niejeden przepis na włoskie dania w książce znajdziemy. To ja się zabieram do czytania, a jak coś smakowitego znajdę to ugotuję. I napiszę. Albo odwrotnie :d

2 komentarze:

  1. Mniam... :) Fajne! Lubię takie potrawy jednonaczyniowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na końcu ksiązki wyaptrzyłam jeszcze lazanie :P mniam.... ale muszę doczytać. Pewnie dziś przy gotowaniu obiadu mi sie uda :)

    OdpowiedzUsuń